Będąc małą dziewczynką byłam niewolnicą lakierek i 'lambadówki'. Był też czas na 'plastiki' i sandały na piance z kolorowymi szerokimi gumami. Były skarpetki z koronką, a jak ze Szwecji przywiozłam kolorowe adidasy na rzepy to moja pozycja w społeczeństwie szczerbatych pierwszoklasistów przewyższała pozycję nauczyciela. Krótko mówiąc: 10 punktów do rispekta ;) Kto kojarzy 'plastiki' i 'lambadówki', ten wie o czym mówię. Kto miał coś fajnego i kolorowego, ten miał murowane miejsce na placu zabaw. Tak było, kiedy Polska wychodziła z szaro-burej rzeczywistości podszytej granatowym drelichem. Dochodziło nawet do tego, że fajne buty mogły ci załatwić parę spraw. Na przykład kiedyś na placu zabaw w kolejce do huśtawki dziewczynka na niej siedząca wskazała na mnie paluszkiem i powiedziała: ‘Chcę, żeby teraz ta dziewczynka się huśtała, bo ma ładne lakierki’. No i proszę! Byłoby fajnie, tylko że jej tatuś okazał się uczciwy i nie wpuścił mnie w kolejkę.
W czasach podstawówki była moda na sportowe rzeczy. Pierwsze adidasy z odpowiednimi znaczkami, bluzy z owockami i spodnie Picaldi. To były czasy... A potem w liceum już nie było tak łatwo. Po kilku próbach bycia modną poddałam się. Nigdy nie byłam na czasie. Nawet jako dziecko te słynne lakierki dostałam po kimś, bo były za małe. Moi rodzice nigdy nie uważali, żeby moda była ważna, aż w końcu i ja doszłam do tych samych wniosków. Szkoda mi było kasy, żeby wiecznie być modną, bo zanim uzbierałam na najmodniejszą bluzę, już sto innych rzeczy było bardziej na czasie. Tak więc złożyłam broń i znalazłam swój własny styl, czyli brak stylu, który gdzieś tam dryfuje pomiędzy praktyczną wygodą, a klasyczną elegancją. Czasem ocieram się o najnowsze trendy, ale raczej kupuję to, co mi się akurat spodoba i to co pasuje do mojej figury niskiego grubasa w rozmiarze 38 ;), niż to, co jest właściwie modne.
Tak więc zatem i prosto z mostu dziś jako dorosła kobieta apeluję! Niech mi moda wolność odda! Mam dosyć 'najnowszych trendów' i 'obowiązkowych kreacji na ten sezon'. Nie ma w sklepach nic innego, jak to co akurat na topie! Nie dam rady wcisnąć choćby na łydkę spodni, których nogawka jest węższa od mojego rękawa! Nie dam rady nosić swetra, którego dekolt jest większy od niego samego! Ja chcę prawdziwe jeansy! Bez dziur, bzdurnych przebarwień! Z większością bawełny w składzie, klasyczne, najlepiej granatowe z lekko rozszerzaną nogawką! Chcę przytulne swetry! Ja chcę w sklepach ciuchy naturalne dosłownie i w przenośni! No!
PS: Pozdrawiam wszystkie Panie, które gdzieś w głębi duszy czują to, co ja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
witaj na moim blogu! dziękuję za odwiedziny :) będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :) pozdrawiam