Czy jako kobieta biznesu muszę zachowywać się „stosownie”? Czy w mojej branży obowiązuje mnie język formalny i konwenanse? O tym - mniej więcej - jest poniższy wpis. Skusicie się?
Pamiętam zajęcia na studiach... Co prawda nie pamiętam, jak się nazywały, ale uczono nas na nich o mechanizmach psychologicznych wykorzystywanych w sytuacjach „życia codziennego”. O co chodzi? Na przykład o to, jak markety czy kasyna potrafią manipulować naszą podświadomością abyśmy wydali więcej pieniędzy. Innym tematem było to, jak my sami możemy wykorzystać pewne elementy stroju, zachowania, mowy ciała, żeby zrobić lepsze wrażenie na przykład na rozmowie o pracę. W tym dniu miałam wpięte we włosy małe kolorowe spinki. Jako studentka miałam bowiem silną niechęć do tych wszystkich dziewczyn w grupie, które strojem i postawą manifestowały swoją pedagogiczną dorosłość. Ale do brzegu. Pamiętam te spinki, bo oto przez prowadzącą zajęcia zostałam „wywołana do tablicy” jako zły przykład. Bo czyż, o zgrozo, kobiecie w moim wieku przystoi nosić kolorowe spinki we włosach?? I to jeszcze w kształcie hipopotama i ptaszka Tweety?! Bo społecznie przyjęte jest ubranie się „w sposób odpowiedni do wieku”, co na pewno wywoła pożądaną reakcję wśród współpracowników, potencjalnych klientów, przyszłych pracodawców. Czy jednak garsonka jednoznacznie świadczy o tym, że kandydatka nadaje się na dane stanowisko? Czy noszony na co dzień garnitur jest wyznacznikiem poziomu kultury i inteligencji delikwenta?
Ja wiem, że z reguły tzw. „stanowisko” wiąże się z pewną postawą. Wiem, że niektóre zawody obligują ich wykonawców do określonych zachowań i ubioru. Komunikacja w niektórych branżach jest bardzo oficjalna, profesjonalna, pełna specjalistycznych pojęć. Czy jednak w życiu zawodowym i w świecie tych wszystkich reguł i konwenansów nie mamy prawa do siebie? Nie wolno nam pozwolić sobie w granicach rozsądku na luz i spontan? I najważniejsze: czy mnie - rękodzielnika, projektanta, rzemieślnika mają obowiązywać te same zasady?
Nie! Choć odrobinę jednak tak. Działając bowiem głównie w Internecie w branży z gatunku tych artystycznych mogę sobie pozwolić na więcej luzu, co nie zwalnia mnie z profesjonalnego traktowania klientów i ogólnie pojętego szacunku do drugiego człowieka. Przyjęło się, że w kontaktach internetowych zwracamy się do siebie na TY. I ja nie mam nic przeciwko grzecznemu zwracaniu się do siebie per TY. Lubię, jak się ludzie szanują i szanują na wzajem swój czas, pracę, talent. Nie cierpię przekraczania granic (wiem, każdy ma swoje, ale jednak...), cwaniactwa, kopiowania, kradzieży pomysłów, udawania... Mam prawo zażartować w komentarzach, ale ani to, ani koszulka z Kermitem nie oznacza, że brak mi profesjonalizmu. Jestem człowiekiem i współpracuję z ludźmi! Dlatego nie chcę czytać litanii o tym, że mi nie wypada, bo wiek, pozycja, stanowisko, biznes, klienci... Uwierzcie mi, że w kontaktach czysto biznesowych jestem wzorową #girlboss i dostajecie ode mnie uprzejmy konkret. Korespondencja ze mną to czysta przyjemność ;) Ale w tym wszystkim wybieram być sobą, być autentyczna i podążać za intuicją. Nie udawać, by ktoś mnie zauważył i „potraktował mnie poważnie” jako kobietę biznesu.
Dawno do ciebie nie zaglądałam. W sklepiku same cudowności, chyba się skuszę, bo szyć mi się nie chce.Pozdrawiam cieplutko:)
OdpowiedzUsuńMyślałam o Tobie. Zastanawiałam się, co słychać? Widzę, że wracasz z nowym! Super - idę pooglądać :) Pozdrawiam i cieszę się, że mnie odwiedziłaś :)
Usuń