Kiedy w wieku około lat trzynastu dostałam pierwszej miesiączki nie krzyczałam, nie panikowałam. Wiedziałam, co się dzieje z moim ciałem, bo w moim domu nie był to temat tabu. Mama nas przygotowała na ten dzień, a starsza siostra miała już to 'stanie się kobietą' za sobą. Ja natomiast pamiętam, że pojawienie się ‘tych dni’ przyjęłam z ulgą, dumą, a nawet radością, bo jako właścicielka cycków w rozmiarze zero deptane przez słonia uznałam miesiączkę za jedyny atrybut kobiecości, jaki mi był wtedy dany. Potem cycki nadrobiły zaległości, a miesiączkę znienawidziłam i nienawidzę jej do tej pory! Z tym wydarzeniem wiąże się jeszcze jeden fakt, który zapamiętałam, a świadczy on o niezwykłej wyobraźni dziecięcej, która nie znając i nie rozumiejąc wielu dorosłych spraw tłumaczy je sobie po swojemu. Mianowicie mama przygotowując nas na to wielkie wydarzenie, a przypominam tylko, że mam dwa lata starszą siostrę, więc moje przygotowania rozpoczęłam równo z nią i stosunkowo wcześnie, no więc mama powiedziała, że to wszystko jest po to, że kiedyś w przyszłości będziemy miały dzieci, tak jak ona ma nas. I że to całe zamieszanie raz w miesiącu wynika z faktu, że nasze ciała rodzą jajeczka, które teraz są nam niepotrzebne, więc organizm musi się ich jakoś pozbyć. W mojej głowie od razu pojawił się obraz kurzego jaja i zastanawiałam się, jakie to będzie uczucie. Mama oczywiście rozwiała moje wizje, ale wspomnienie tamtej rozmowy nadal wywołuje u mnie wesołość.
Inny epizod? Bardzo proszę: jedna z moich koleżanek grzebiąc na podwórku w brei bliżej nieokreślonego pochodzenia, która składała się ze zgniłych liści, deszczówki i kilku kiepów wykrzyknęła: 'wygląda i śmierdzi jak sperma!'. 'Co to jest sperma?!' - pomyślałam ja, a kilka koleżanek zachichotało. Jakby one akurat wiedziały, co to jest sperma w wieku jedenastu lat (teraz może i dziewczynki wiedzą, ale wtedy?!). I przyglądałam się z niesmakiem tej brei nie przyznając się, że nie wiem, co to sperma. Po czym w domu sięgnęłam po niezawodnego Kopalińskiego. Czy dzisiejsza młodzież wie, co to jest słownik wyrazów obcych? Czy wie, jak go używać? Może są wyjątki, ale jeśli dziś ktoś czegoś jeszcze nie wie, to raczej włącza komputer, a nie odkurza Kopalińskiego. Mnie on rozwiał nieco wątpliwości i utwierdził w przekonaniu, że moja koleżanka wie o spermie jeszcze mniej niż ja!
Potem wpadł mi w moje młodzieńcze łapki tom, który wywołał rewolucję seksualną w Polsce. Oczywiście mówię o 'Sztuce Kochania' pani Wisłockiej. Literek nie czytałam, bo przeglądałam ją w pośpiechu, w wielkiej tajemnicy przed rodzicami. Oglądałam za to obrazki. Były tam małe czarno-białe szkice par uprawiających seks. Krótkie opisy przebiegałam wzrokiem i wiedziałam, że tak się robi dzieci, że z seksu, który jest aktem miłości ma powstać dziecko. Nie wiem skąd to wiedziałam, ale do tej pory pamiętam te małe obrazki.
I tak właśnie było w dawnych czasach. Wiedzę kobiecą, wiedzę tajemną przekazywało się z matki na córkę. Szukało się wiedzy w starej encyklopedii PWN lub słowniku Kopalińskiego. Ukradkiem przeglądało się stare książki do biologii, ale wiedziałam, że na wszystko przyjdzie pora. Że dowiem się, ale wszystko w swoim czasie. Że skoro teraz nie wiem i nie rozumiem, to znaczy, że jeszcze jestem za młoda. Dzieciństwo trwało wtedy dłużej, a dorosłość miała inny smak. Szkoda, że teraz wszystko jest aż tak bardzo dostępne, tak bardzo na wierzchu, a z tych młodych-doroslych i tak nikt nic nie wie...
* kobiety, czyli moja ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
witaj na moim blogu! dziękuję za odwiedziny :) będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :) pozdrawiam