10/26/2024

Współprace - taki przedmiot w szkole życia rękodzielnika*

 

Dzisiaj wpis o tym, czego mogą nauczyć człowieka współprace z innymi markami. Człowieka - twórcę w tym konkretnym przypadku mam na myśli (ale może inni też skorzystają). I to w dodatku taki egzemplarz, co to nie do końca wierzy we własny talent, chciałby, ale jest pełen obaw, a do tego jakoś tak się kryguje, żeby nie było, że ma za duże wymagania i mu palma odbija.  

Lekcja nr 1. Temat: ktoś tam robi coś tam dla mnie. 

Od kiedy zajmuję się tworzeniem rzeczy - wszystko robię sama: zdjęcia - po obu stronach obiektywu, bloga, stronę, pozycjonowanie, sklepy i social media, piszę, szyję, wyklejam, projektuję. Jak nie wiem, to się dowiem. Jak nie umiem, to się nauczę. Człowiek orkiestra: bum-ta-ra-ra! Czasami były łzy i nerwy. Czasem musiałam odpuścić, co nie było łatwe. Ale przyzwyczaiłam się, że większość rzeczy dam radę zrobić sama i po swojemu. I może to jest powodem, że wciąż nie zarabiam na moim rękodziele, a moje konto na socialach jest małe, jak pudełko zapałek. Ale jakoś zawsze nie brakowało mi przekonania, a nawet (naiwnej) wiary, że ciężką pracą i włożonym w to sercem w końcu odniosę sukces. Może kiedyś. Ale wracając do tematu współpracy: są takie momenty, że dochodzę do miejsca, w którym chcę spróbować oddać swój produkt w cudze ręce w celach promocyjnych. Zdarzyło się kilka razy. I kiedy ktoś robi coś dla mnie za damo, mam poczucie, że to ja powinnam być wdzięczna, zgadzać się na wszystko i brać to, co dają. 

Otóż NIE! Nawet jeśli robimy sobie przysługę za darmo, za polecenia, czy ofiarowuję produkt, to mam prawo WYMAGAĆ. Mam prawo stawiać warunki, wymagać jakiegoś efektu. Podać konkrety: o co mi chodzi i tego oczekiwać. Odmawiać. Nie jest to proste ani oczywiste. Ale skoro ktoś godzi się na taką współpracę, zna warunki i okoliczności przyrody i wie, że nie dostanie za to kasy, to znaczy, że się godzi i już. A jeśli mu coś nie odpowiada albo kręci nosem na wymagania, to znaczy, że współpraca nie ma sensu. I trzeba ją zakończyć. 

Podsumowując lekcję nr 1: Takie współprace uczą, że nawet w przypadku współpracy darmowej, barterowej mamy prawo stawiać wymagania, mieć oczekiwania, odmawiać. 


Lekcja nr 2: ktoś-tam płaci mi za coś-tam 

W mojej dość długiej karierze zdarzyło się kilka razy, że szukałam nowych dróg dotarcia do klienta lub zarobienia pieniędzy przez realizację zleceń dla innych marek. Koniec końców czułam się źle, że wkładam mnóstwo pracy w produkt, a nikt nie wie, kto jest jego twórcą. I niby kasa była, ale satysfakcji za grosz. 

Czegoś jednak się nauczyłam z tej lekcji. Otóż zaczęłam bardziej cenić swoje umiejętności, talent i kreatywność. Zaczęłam przykładać JESZCZE WIĘKSZĄ uwagę do moich wyrobów. Zleceniodawca wymagał ogromnej precyzji, dbałość o szczegóły i dopracowania produktu, której właściwie nigdy u mnie nie brakowało. Ale zleceniodawca ma swoje wymagania! I te zlecenia sprawiły, że szukam nowych rozwiązań do moich projektów, które sprawią, że moje wyroby będą jeszcze lepsze! Nauczyłam się też inaczej organizować sobie pracę, dzielić na etapy i w trakcie mniej prokrastynować. A przede wszystkim nauczyłam się, że moje wyroby TO JA! Cudowne Klientki powinny wiedzieć, kto uszył torbę, kosmetyczkę, gumkę, którą będą nosić. Wolę nie zarabiać na moim rękodziele niż występować pod cudzą marką. 

Podsumowując po całości: decydując się na podjęcie współpracy trzeba wiedzieć, czego się chce, jakiego efektu. Trzeba rozpatrzyć za i przeciw, sprawdzić z kim mamy do czynienia i czy jego działalność spełnia nasze oczekiwania. Trzeba jasno i wyraźnie przedstawić swoje oczekiwania i sprecyzować warunki. Może nie od razu spisywać umowy, ale dobrze jest ustalić co i jak, żeby później strony nie były zdziwione.  

 

 

Foto nr 1: Magdalena Krawczyk 

*i każdej innej istoty 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

witaj na moim blogu! dziękuję za odwiedziny :) będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :) pozdrawiam

Copyright © Tyci Kraft , Blogger