3/09/2019

Jak wygląda etap szkoleniowo-doradczy?

Hej-ho! Na szkolenie by się szło! Czy jednak na szkoleniu jest aż tak wesoło? Jaką wiedzę możemy wynieść dla siebie? No to hop na dwa tygodnie do szkolnej ławy! 

Pisałam Wam już o wniosku o dotację, o czekaniu i spotkaniu z doradcą zawodowym. No i jeszcze trochę o czekaniu ;) Bo nie wiem, czy to ja trafiłam na taki felerny projekt, czy co, ale ogólnie u nas było bardzo dużo czekania (coś ok ośmiu miesięcy). Ale pamiętajcie: kiedy zbliżają się terminy oni nie będą czekać!! 

Skoro  więc już temat czekania mamy obcykany, to przejdźmy do etapu szkoleniowego. Nie ma co się spodziewać cudu i że spłynie na Was wiedza wszelaka. Szkolenia takie są zwykle bardzo ogólne. A może to nasze tylko takie było? Myślę jednak, że naprawdę są one tylko po to, żeby były. Podpisuje się umowy i regulaminy, listy obecności i u nas nawet obiad dostaliśmy. Ale ponieważ niemal każdy z nas był z innej branży omówienie chociażby strategii promocji dla każdego z osobna jest niemożliwe, bo nigdy byśmy tego szkolenia nie skończyli ;) Tak więc wiedza jest bardzo ogólna i powierzchowna. Dostajecie garść informacji o tym jak i dlaczego pisać biznesplan. U nas ta część była (na szczęście) najbardziej obszerna. Dużo się dowiedziałam, wiele rzeczy mi się "rozjaśniło" na tyle, że spokojnie mogłam ruszyć z pisaniem przed indywidualnym spotkaniem z doradcą. Są zajęcia z księgową. U nas były dwie panie: jedna z taką werwą opowiadała, że zajęcia minęły jak pstryknięcie palcami. Druga była tak flegmatyczna i miała tak monotonny głos, że omal nie usnęliśmy i każdy tylko zerkał na zegarek! Tak więc przy okazji apel do organizatorów szkoleń: dobierajcie lepiej prelegentów, żeby Wam publiczność nie posnęła z nudów. Ale na zajęciach z księgową dostajecie podstawy: sposoby rozliczania się z Urzędem Skarbowym i jak ogarnąć ZUS. Są też zajęcia z marketingu. I tu znowu wiedza tak powierzchowna, że nie wniosła nic w moje skromne życie. I więcej w tym temacie już się nie wypowiem. ;)

Na szkoleniu macie też szansę zweryfikować parę rzeczy. Na przykład bowiem okazało się, że na etapie składania wniosków nikt chyba nie weryfikował wnikliwiej tego, co wpisywaliśmy w kosztorys. Nie było też żadnych informacji, czy wytycznych w temacie: na co możemy wydać dotację. Ogólnie doradcy mówili, że nie ma żadnych ograniczeń  (poza zakupem samochodu - tu można było tylko część kosztu pokryć, ale nie wiem dokładnie, bo nie kupowałam ;)) . Burzę więc wywołało np. to, że ja z dotacji chcę kupić tkaniny, z których będę szyć. Na co panowie hydraulicy-tynkarze orzekli, że MI NIE WOLNO!, bo w takim razie oni mogliby kupić sobie płytki, kolanka i płyty k-g i wpisać to w kosztorys, a potem opchnąć klientom, a przecież tak nie wolno, bo można tylko maszyny i narzędzia, i samochód i nawet hulajnogę dla syna można przemycić, bo się przyda jako środek transportu na budowie, ale TKANINY - NIE! Panowie nie mogli zrozumieć, że ja nie kupuję tkanin, żeby je sprzedać, tylko są one moim półproduktem i nie ma co porównywać! Morał z tej scenki jest taki, że towary handlowe nie powinny przekraczać jakiejś procentowej części kosztów w budżecie. Nie podam Wam teraz dokładnych danych liczbowych, bo to i tak chyba zależy wszystko od projektu. Ale u nas to było chyba 20 - 30 %. Czyli najprościej mówiąc: większość kasy musicie wydać na sprzęt, maszyny, narzędzia, wyposażenie biura/pracowni/studia.  

Moja mała rada: miejcie gdzieś krzywe spojrzenia panów budowlańców, którzy się spieszą do roboty i pań wszechwiedzących, które no po prostu wiedzą wszystko najlepiej. Skoro już poświęcacie na to swój czas, to wykorzystajcie go na maksa!! Pytajcie o wszystko, co budzi Wasze wątpliwości. Zamiast patrzyć na zegarek - PYTAJCIE! Szczególnie na etapie omawiania biznes planu. Oszczędzi Wam to (być może) pieniądze dla 'specjalistów od pisania biznes planów' ;) Pamiętajcie: nie ma głupich pytań - są ewentualnie te niewypowiedziane. 

Podsumowując: szkolenie jest obowiązkowe i kończy się egzaminem. Daje wiedzę mocno ogólną i powierzchowną. Dla mnie jedyna korzyść, jaką dostrzegam, to przygotowało mnie ono do kolejnego etapu, czyli pisania biznes planu. 

Okazuje się jednak, że to nie jedyna korzyść. Szkolenie jest też takim trochę spotkaniem towarzyskim. Poznałam na nim fajne Kobitki. Byłyśmy dla siebie konkurencją, bo każda z nas przecież chciała dostać tę dotację. Ale mimo to było wesoło. No to pozdrawiam Gosię, Anię i Paulę ;) 

Kto dotrwał do końca? Staram się krótko, ale tak jakoś zawsze się rozpiszę ;) Następnym razem będzie o spotkaniach z doradcą i pisaniu biznes planu, no i znowu o czekaniu ;) A jeśli ktoś ma jakieś dodatkowe pytania - piszcie! No to teraz już kończę, PA!

Przeczytaj też:
Część 1. Jak powstały małe torebki
Część 2. Weź, złóż wniosek!
Część 3. No to sobie teraz poczekasz! 





2 komentarze:

  1. Ważne, że wytrwałaś. Tego typu spotkania czasami a nawet często nie przystają do rzeczywistości. Teoria i jeszcze raz teoria. Jak wspominasz masz jakąś wartość dodaną. To bardzo dobrze. Powodzenia życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem, jeśli człowiek bardzo chce więcej się nauczy sam z książek i Internetu niż na takim szkoleniu ;) Poza tym - tak, jak napisałaś: "Teoria i jeszcze raz teoria.", a życie i tak wszystko zweryfikuje ;) Dziękuję za dobre słowa i pozdrawiam.

      Usuń

witaj na moim blogu! dziękuję za odwiedziny :) będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :) pozdrawiam

Copyright © Tyci Kraft , Blogger