Jak powstał pomysł na markę T-Bags, czyli jak powstały małe torebki z odrobiną szaleństwa.
Chciałam dzisiaj napisać kilka słów o tym, jak to się stało, że powstała marka T-Bags. Od jakiegoś czasu obiecywałam, że napiszę o mojej drodze do dotacji i dzisiejszy wpis będzie swego rodzaju wstępem. Wpisy te nie są poradnikiem, przewodnikiem, przepisem z gotowym rozwiązaniem. Nie piszę tego z poziomu eksperta - nikogo nie chcę pouczać, nie chcę wyjść na mądralę. Jestem bowiem - po czterech miesiącach prowadzenia firmy - nadal na początku swojej drogi. Uczę się, szukam rozwiązań, próbuję czerpać wiedzę z cudzych doświadczeń. Dlatego dzisiaj napiszę Wam po prostu moją historię.
Początek początków
Rękodziełem zainteresowałam się już jakieś 6-7 lat temu. Zakochałam się w scrapowych kartkach, przerabianych meblach, poduszkach ze swetra i broszkach z organzy. Próbowałam sił w wielu dziedzinach, bawiłam się różnymi technikami. Ostatecznie jednak, to szycie skradło moje serce i na trzydzieste urodziny Mr. T. kupił mi maszynę do szycia. Od tego czasu szyję. Tak po prostu. Szyję rozmaite rzeczy i podejmuję różne wyzwania.
Ale cała historia na dobre zaczęła się pod koniec 2016 roku. Bo Małego Człowieka nie przyjęli do przedszkola, drobiazgi, które w tamtym czasie robiłam częściej rozdawałam niż sprzedawałam i dlatego podjęłam decyzję, że rzucam to wszystko precz. W sensie takim, że już nie próbuję z tego zrobić firmy, tylko pozostanie to moim hobby: miałam szyć dla siebie, dla przyjemności, dla rodziny. I wtedy przewrotny los powiedział: 'o nie! To jeszcze nie koniec!' i postawił na mojej drodze Znajomą, która dowiedziawszy się o moim hobby zamówiła kilka drobiazgów. I znów miałam na chwilę zajęcie...
Potem na początku 2017 roku pojawiła się szansa na dotację. Program "Lepsza przyszłość z własną firmą" oferował dotację na start, wsparcie pomostowe na pierwsze miesiące działalności, a nawet zwrot kosztów za dojazdy i opiekę nad dzieckiem w trakcie trwania szkolenia. Ale ja wtedy byłam przecież NA NIE! I nie chodziło o niemądry upór, ale po prostu nie widziałam w tym sensu, celu, ZWYCZAJNIE nie miałam pomysłu. Znajoma nie mogła zrozumieć, dlaczego nie chcę skorzystać z takiej okazji, ale jeśli nie masz wizji, jak ma wyglądać twoja firma, marka, to jak masz złożyć wniosek, napisać biznesplan i w ogóle!? Mimo usilnej namowy ze strony Znajomej nie złożyłam wniosku i... NIE ŻAŁUJĘ. Każdy bowiem, kto tworzył markę, budował firmę wie, że BEZ POMYSŁU nic nie ruszysz, choćbyś miał miliony.
Cały czas kołatało mi w głowie, że chciałabym, że nie chcę wracać na etat i że własna firma - jeśli wypali - będzie najlepszym rozwiązaniem dla mnie, dla Małego Człowieka i w ogóle dla nas ;)
Zaczęła też kiełkować w mojej głowie myśl, że zawsze lubiłam torebki i miałam ich sporo, i wiele z nich sama szyłam, dziergałam, więc może spełnić marzenia z przeszłości i ruszyć z torebkami...? Ale koniec roku znowu przyniósł 'spadek formy'. Zaczęłam szyć Anioły na wzór lalek Tilda. Podobały się wszystkim, ale nikt nie kupował. Mały Człowiek spędzał więcej czasu w domu chory niż w przedszkolu, więc znowu czas dzieliłam na sto tysięcy kawałków. Kiermasz Świąteczny też mocno mnie rozczarował, ale zaczęły się gdzieś pojawiać wzmianki o nowej Konstytucji dla Biznesu i działalności nierejestrowanej. Widziałam w tym szansę dla siebie na bardziej oficjalną działalność.
I tak jednym z nieoficjalnych postanowień noworocznych było to, że firma po prostu MUSI POWSTAĆ. Tak czy siak, będę pracować i robić szpagat z gwiazdą, ale musi w końcu się UDAĆ! Zaraz na początku 2018 roku napisałam mały biznesplan. Poszukiwałam w Internetach porad, jak zaplanować i wprowadzić firmę na rynek. A potem trafił się drugi nabór do projektu...
Cały czas kołatało mi w głowie, że chciałabym, że nie chcę wracać na etat i że własna firma - jeśli wypali - będzie najlepszym rozwiązaniem dla mnie, dla Małego Człowieka i w ogóle dla nas ;)
Pomysł na firmę
Pierwsze wizje mojej przyszłej firmy pojawiły się latem 2017. Uszyłam swój pierwszy plecak-worek ze starej spódnicy. Uszyłam, a nie kupiłam, bo po pierwsze umiem szyć, a po drugie nie mogłam znaleźć plecaka-worka z tkaniny, która wpadłaby mi w oko. A potem poszły kolejne: z męskich koszul, jeansów. Były to plecaki na prezent. Wybierałam tkaniny z odzysku, bo właśnie miały niespotykane wzory, kolory. Obdarowani byli szczęśliwi: plecaki były wygodne i praktyczne, a do tego dobrze wyglądały.Zaczęła też kiełkować w mojej głowie myśl, że zawsze lubiłam torebki i miałam ich sporo, i wiele z nich sama szyłam, dziergałam, więc może spełnić marzenia z przeszłości i ruszyć z torebkami...? Ale koniec roku znowu przyniósł 'spadek formy'. Zaczęłam szyć Anioły na wzór lalek Tilda. Podobały się wszystkim, ale nikt nie kupował. Mały Człowiek spędzał więcej czasu w domu chory niż w przedszkolu, więc znowu czas dzieliłam na sto tysięcy kawałków. Kiermasz Świąteczny też mocno mnie rozczarował, ale zaczęły się gdzieś pojawiać wzmianki o nowej Konstytucji dla Biznesu i działalności nierejestrowanej. Widziałam w tym szansę dla siebie na bardziej oficjalną działalność.
I tak jednym z nieoficjalnych postanowień noworocznych było to, że firma po prostu MUSI POWSTAĆ. Tak czy siak, będę pracować i robić szpagat z gwiazdą, ale musi w końcu się UDAĆ! Zaraz na początku 2018 roku napisałam mały biznesplan. Poszukiwałam w Internetach porad, jak zaplanować i wprowadzić firmę na rynek. A potem trafił się drugi nabór do projektu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
witaj na moim blogu! dziękuję za odwiedziny :) będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :) pozdrawiam