
jakiś czas temu rozmawiałam ze Szwagrostwem D. na temat wygranych w totka. nawiasem mówiąc ciekawe, jak wielu ludzi na świecie rozmawia na temat: 'co bym zrobił, gdybym wygrał kumulację w totka?' w każdym razie ja skromnie przyznałam, że fajnie by było wygrać i '30 baniek', ale w zasadzie suma pięciu by mnie również zadowoliła, a przynajmniej sodówka nie walnęła by mi do głowy. na co Szwagier znany również jako Przewodniczący Loży Szyderców skwitował: 'ja tam bym chciał zobaczyć, jak to jest, gdy mi sodówka uderza do głowy'. i to krótkie zdanie o wielu znaczeniach i aktualne w wielu sytuacjach drepcze ze mną od tamtego dnia.
i zadzwoniło mi to zdanie w głowie jak poranny skowronek w ostatnim czasie, kiedy to kolejna osoba z mojego wirtualnego świata zrobiła nagle zawrotną karierę w prasie branżowej i telewizji śniadaniowej. po raz kolejny odkryta dopiero-co idolka odpływa na fali sławy. 'odkryta dopiero-co' przeze mnie oczywiście, bo okazuje się, że owa Persona funkcjonuje w wirtualnym - i nie tylko - świecie innych ludzi od dłuższego czasu. posiada również nienaganną opinię osoby przyjacielskiej, życzliwej, otwartej i kontaktowej, która odpisuje na komentarze i wiadomości nawet te z pytaniem o przepis na ogórkową. niestety ja w życiu owej Persony pojawiam się w momencie niedogodnym. niedogodnym dla mnie ma się rozumieć, bo Persona owa zaczyna własnie gwiazdorzyć na ściankach i rozdawać autografy na czerwonych dywanach. i nie jest to dla niej czas na zawieranie znajomości z kimś nieznanym, kto w dodatku nie chwali, nie wynosi na piedestały, tylko pyta o tę cholerna ogórkową, albo nie daj Panie na niebie pisze 'zwykłe' komentarze pozbawione egzaltowanych 'achów i ochów'. Persona nie odpisuje, kasuje, zapomina... ba! nawet nie zapamiętała...
zadzwoniło mi to zdanie, bo pomyślałam, że też bym chciała zobaczyć jak to jest, kiedy mi sodówka uderza do głowy! bo jeśli ktokolwiek z tu obecnych jeszcze nie wie zajmuję się ja nie tylko matkowaniem mężowi i synowi, ale także blogowaniem i ręcznym poczynaniem w świecie fatałaszków, szmatek i innych filców. i niestety wciąż i nadal w krainie mych marzeń pozostaje łechcący moją próżność dzień, w którym napisze do mnie sama Szelągowska i napisze właśnie to, że 'super mi wyszły te kury, to moje wynajęte M jest wcale nieźle urządzone, a w ogóle, to jak ja robię ogórkową!?' a co! jak marzyć to z rozmachem, choć miło by było, jeśli powstało by jakieś małe kółko wirtualnych kumpelek, które bezinteresownie zapytają czasem: 'co u ciebie?'...
i tego właśnie życzę wszystkim tym, którzy próbują i marzą tak, jak ja...
*cytat na grafice pochodzi ze strony cytatywbutelce.pl

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
witaj na moim blogu! dziękuję za odwiedziny :) będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :) pozdrawiam