
Poranny paw i nocny skurcz, czyli inne możliwe wady i usterki Ciężarówek.
Nie da się przejechać dziewięciu miesięcy tylko z oczywistym przyrostem zderzaka przedniego, a bez przynajmniej drobnej usterki czy innej dokuczliwej wady. No nie ma takiej opcji! Nawet jeśli czujemy się świetnie i kwitnąco, to coś nam prędzej czy później dokuczy. To nie przesadny pesymizm tylko rozsądny realizm. Jeśli nam waga za bardzo nie skoczy, to w końcu chodzenie w szpilkach przestanie być możliwe ze względu na opuchliznę stóp lub/i - niepotrzebne skreślić - ból kręgosłupa. Ja na przykład mam wiecznie zapchany nos i odrętwiałe dłonie.
Jak jednak cały czas powtarzam: ciąża jest stanem wyjątkowym, a jej objawy - oprócz tych oczywiście oczywistych - indywidualne dla każdej Ciężarówki z osobna. Tak więc ile kobiet w ciąży tyle 'objawów'. Mówiąc 'objawy' mam na myśli szereg rozmaitych czynników.
Podstawowym objawem wymienianym we wszystkich podręcznikach i poradnikach są mdłości i wymioty. Nie poznałam jegomości. No może raz mi się lekko niedobrze zrobiło na zapach mięsa do kebaba z podrzędnej budy z fast food-em. Ale nie wisiałam nad kiblem, nie miałam przeczulonego węchu, a mój żołądek zawsze pozostawał na miejscu w gotowości do przyjmowania z naturalną rozkoszą wszystkich dostarczanych mu potrawy. Ba! Powiem więcej: nie miał specjalnych zachcianek czy preferencji smakowych. Jedyne co mój żołądek uwielbiał to owoce. Podskakiwał radośnie na rynku za czereśniami, arbuzem i jabłkami, a w okresie zimowym na kilogramy przyjmujemy cytrusy. Nie mam jednak tak, że siedzę i nagle bach! Chcę pomarańczę i zejdę z tego świata jeśli w ciągu pięciu sekund nie zjem trzech kilo!
A w temacie zachcianek... Mój mynż w rozmowie z nową koleżanką z pracy wspomniał ze stoickim spokojem, że jestem w ciąży. Na co ona nie znając etapu zaawansowania mojego stanu stwierdziła: "no to teraz ci się zacznie: zachcianki w nocy o północy i poszukiwanie arbuza w środku zimy". Mynż zamrugał zdziwiony i mówi: "no coś ty - nic z tych rzeczy. Właściwie to za miesiąc ma termin." No tak! Sławne zachcianki. Przecież muszą być! Są nieodłącznym elementem ciąży i widzimy oczyma wyobraźni panią z brzuszkiem skuloną na kanapie ze słoikiem Nutelli zagryzanej kiszoniakiem. Specjalne zachcianki? Nie znam takowych. Nie miałam ekstremalnych napadów wilczego głodu, nie miałam smaków na czekoladę ze śledziem, a słodycze ogólnie lubię, więc spożywałam jak wcześniej.
Kolejne objawy na liście to senność - szczególnie w pierwszym trymestrze, zmęczenie - w pierwszym i trzecim oraz rozkojarzenie. Taaaa... To o czym to ja miałam? ;) Senność faktycznie miałam. Przychodziłam z pracy i padałam na kanapę. Nie zdążyłam jeszcze dobrze wylądować, a już spałam. Ale w zasadzie nie mam żalu. W końcu organizm kierował całą energię na produkcję Małego Człowieka. Teraz też wiecznie ziewam, a to dlatego, że mam problemy ze spaniem w nocy. Mały Człowiek dokucza? Ależ skąd! Drętwieją mi ręce, mam skurcze nóg, co jest dość bolesnym doświadczeniem i nie pozwala znaleźć dogodnej pozycji do przespania całej nocy. Rozkojarzenie? Tak, to znam, pamiętam, wspominam z łezką w oku. Ogólnie takie jesteśmy w tej ciąży zakręcone, bo sto myśli na raz: lekarz, objawy, zakupy, wyprawka, badanie krwi, obiad, zakupy... A nie, to już było. Najłatwiej robić sobie listy rzeczy do kupienia, rzeczy do zrobienia, spraw do załatwienia. Wszędzie żółte karteczki i przypominacze w telefonie: weź kwas foliowy, jutro wizyta, wczoraj urodziny psiółki...
Do objawów oczywistych należy zaliczyć też częste sikanie. No i to jest chyba objaw, który każda Ciężarówka bez wyjątku zna, ma, odczuwa, przeżywa. Najpierw, bo coś tam z hormonami, a potem, bo Mały Człowiek lubi skakać po tej podusi wodnej. No i wizyta w kibelku murowana... A propos, to zaraz wracam.
Zdarzają się również bóle pleców i ogólnie całego człowieka. Oczywistym jest, że funkcjonujemy z większym obciążeniem, zmieniają się proporcje ciała i środek ciężkości, więc choćby sporadyczne bóle są nieuniknione. Ale to już różnie bywa i nie ma co narzekać. Wszystko minie ;)
Niektóre ciężarówki narzekają również na nadmierną potliwość i zgagę. Ja na temat zgagi się nie wypowiadam, bo w porównaniu do relacji innych Ciężarówek moje dolegliwości układu pokarmowego to mała Myszka Miki. Potliwości też nie odnotowałam. Może dlatego, że zima jest? A może to też zależy od genetyki? Nie wiem...
No i to chyba tak na tyle z tych usterek, które mogą się przytrafić w tej dziewięciomiesięcznej trasie Ciężarówki. Ach nie! Są przecież jeszcze małe dolegliwości psychiczno-mentalne, ale o tym już później, później... Teraz bowiem jest czas na moją dawkę kanapowego gnuśnienia z Małym Człowiekiem, bo on od jakiegoś czasu nie lubi pozycji siedzącej swojej nosicielki.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
witaj na moim blogu! dziękuję za odwiedziny :) będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :) pozdrawiam