Zeszły rok był jak totalny roller coster… Nie wiem, jak Wam napisać to, co chcę napisać, żeby to było tak, jak chcę to przekazać.
To może tak. Od samego początku istnienia firmy T-Bags zmagam się z cenami na moje wyroby, brakiem klientów, brakiem miejsca do pracy, brakiem klientów, brakiem motywacji przeplatanym problemami osobistymi, brakiem klientów, szarpaniem się pomiędzy tym, co powinnam, a tym co sobie w głowie wymarzyłam. Tak to wygląda i trwa od 2018 roku. W zeszłym roku doszłam do momentu, w którym nie miałam już siły zmagać się z sugestiami pewnych osób, że oto siedzę sobie w domu i nic nie robię, podczas gdy cały świat zapierdziela jak mały parowozik w pogoni za pieniądzem na spłatę kredytów na mieszkanie. Miałam marzenia i ambicje oraz poczucie, że się staram. Miałam poczucie, że zrobiłam wszystko, co w tamtych okolicznościach mogłam, żeby zmienić swoją sytuację. Ale czułam też, że doszłam do ściany, której ani nie chcę, ani nie mam siły przebijać głową, przeskakiwać, omijać… Stanęłam pod ścianą, a raczej usiadłam sobie i patrzyłam na nią z myślą „co dalej?”
Miałam marzenia i poczucie przegranej. Cokolwiek próbowałam kończyło się niepowodzeniem. Pocieszałam się pojedynczymi zamówieniami, ale to wszystko było za mało. Robiłam listy pomysłów, planów, zmian. Zmieniłam nawet nazwę – T-Bags nie leżała mi od dawna. W końcu się odważyłam zmienić tę cholerna nazwę! Robiłam szkolenia z marketingu w social mediach. Szkoliłam się z budowania wizerunku firmy, fotografii produktowej i storytellingu. Zaczęłam wysyłać newsletter, planować wpisy na Instagram, planowałam powrót do bloga… A wewnątrz czułam, że tracę wiarygodność przed Wami, przed Klientami, a nawet przed samą sobą…
W końcu machnęłam na wszystko ręką. Odpuściłam, bo czułam, że już nie wiem. Po prostu nie wiem, co robić! I jeszcze chwila, a stracę całą miłość do tego, co tworzę. Trochę pracowałam w sklepie charytatywnym w naszym mieście. Podjęłam kilka niezbyt rozsądnych decyzji na spontanie. Trochę planowałam przeprowadzkę na drugi koniec Polski. Z planów na przeprowadzkę urodził się plan na fundację. Z przeprowadzki na drugi koniec Polski wyszła przeprowadzka dwa bloki dalej. Dobre i to na początek.
Nie wiem, co będzie dalej. Jedno jest pewne: doświadczenia z ostatniego roku wiele mnie nauczyły. Zyskałam nową perspektywę. Nadal boję się planować na głos. Nie mam też postanowień na Nowy Rok, ani celów do zrealizowania. Jedyne czego chcę, to działać w zgodzie ze sobą. Żadnych więcej kompromisów tam, gdzie nie widzę na nie miejsca. Myślę, sprawdzam, biorę pod uwagę różne możliwości i dopiero działam. Staram się mieć „plan B” w razie wpadki. Działam w swoim tempie.
I od dnia, kiedy to wszystko postanowiłam siedząc w środku nocy na łóżku ze szklanką wody w dłoni dzieje się magia. Ale o tym, to już może innym razem…
Ściskam. Magda.
Ech .... nie wiem co napisać :(
OdpowiedzUsuńDziałaj w swoim tempie, trzymam kciuki za magię, o której piszesz ..... powodzenia!
Dziękuję :) Czasy nie są dla nas łaskawe, to chociaż my musimy być łaskawe same dla siebie ;) Ślę serdeczności :)
Usuń