Są w moim życiu takie projekty, które leżą w głowie tygodniami, a nawet miesiącami i nabierają tak zwanej mocy urzędowej. Jakie to są projekty? Otóż odkładam na potem tylko projekty, które zakładają uszycie czegoś na zamówienie bez deadline'u. Uszycie czegoś zupełnie nowego lub czegoś, co obawiam się, że może mi nie wyjść. I takie projekty przepisuję w moim terminarzu, aż zaczyna mi być wstyd, że jeszcze ich nie zrealizowałam. To czas na pytanie: dlaczego to robię? Ano właśnie dlatego, że a nóż - widelec coś może mi nie wyjść. Łatwiej jest uszyć coś, co już znam, umiem. A jakieś wygibasy, dokładne projekty i wykroje... Zgroza! Zwłaszcza, że znając siebie wiem, że za pierwszym razem prawie zawsze mi nie wychodzi.
Ostre zamówienie specjalne
Ten wstęp oczywiście był w celu usprawiedliwienia tej paskudnej cechy odkładania wyzwań na potem. Ale i w celu wprowadzenia Was w klimat, bo oto mam dla Was historię. W sierpniu 2020 moja Psiółka miała urodziny. Znaczy się, co roku je ma, ale chodzi mi akurat o te konkretnie. Zatem w sierpniu wręczyłam jej skromny podarek i rzekłam: "i będzie mi niezmiernie miło, jeśli wybierzesz dla siebie coś z mojej pracowni". Byłam przekonana, że wybierze torbę podobną do mojej, która jej się niezmiernie podobała. Ona tymczasem mi rzecze: "a może ja to bym chciałabym etui na sztućce". No! Jest fanką kempingu. Wraz z Chłopem swym pakują furę po dach i pędzą w nieznane z południa na północ i z powrotem. I zamarzyło jej się etui na sztućce, co by jej się w workach jakiś nie walały. Pokiwałam głową ze zrozumieniem - pasja w życiu ważna rzecz! A w głowie już kminiłam: co, jak i z jakich materiałów.
Sprawa na ostrzu noża
Wizja była, materiały były, trzeba było się tylko zabrać do pracy. Łatwo powiedzieć: TYLKO! No ale odkładanie tego w nieskończoność powodowało we mnie tylko co raz większe wyrzuty sumienia. Dlatego pewnego dnia usiadłam i uszyłam. I już! Ale chwila, moment. Nie żeby było łatwo i bez przeszkód.
Bo owszem - wizja była, ale kiedy zaczęłam rozrysowywać ją na papierze, robić pomiary i rozpatrywać to pod kątem praktycznym, to wyszło mi ni mniej, ni więcej, że muszę uszyć dwie sztuki. Dlaczego? Bo etui miało pomieścić zarówno sztućce obiadowe, jak i noże kuchenne. Różnica w wielkości nieco za duża.
Problem drugi pojawił się już w trakcie szycia, bo oto krzywo zszyłam tu i tam - bardzo chciałam wykorzystać resztki surowego lnu. I wtedy mój wewnętrzny perfekcjonista powiedział "bleeeeeeh...!" No to uszyłam drugi pokrowiec: wszystko prosto i elegancko. A dzięki tej drobnej wpadce będę miała dla siebie etui w razie pikniku z moimi Chłopakami.
Jako, że już w fazie projektu zapadła decyzja o osobnym etui na noże kuchenne, pomyślałam, że dobrze będzie uszyć jeszcze pokrowce na same ostrza. Miałam od Psiółki wymiary, więc ciachu-ciachu i mamy to!
Chwilę to trwało, ale...
No dobra - przyznaję bez bicia, że mogłam to zrobić dużo wcześniej. W końcu uszycie takiego etui, to dla mnie nie jest większa filozofia. A jednak chwilę mi zajęło, choć wizję całości miałam w głowie od samego początku. Ale i tak dumna jestem z siebie, że zdążyłam przed sezonem kempingowym 2021, a jeszcze bardziej, że wyrobiłam się przed kolejnymi urodzinami Psiółki. ;) (taki żarcik)
A na swoje usprawiedliwienie dodam jeszcze, że Psiółka była mile zaskoczona, kiedy wręczyłam jej prezent. Nie oczekiwała realizacji z dnia na dzień - raczej luźno o tym gadałyśmy i nie było presji czasu, więc tym bardziej była to dla niej fajna niespodzianka. Mam tylko nadzieję, że wszystko im się pomieści...
I jeszcze kilka detali technicznych.
Jako, że etui ma wytrzymać podróże małe i duże uszyłam je z połączenia grubego, surowego lnu z tkaniną tapicerską. Starałam się, żeby pokrowce były praktyczne i pojemne, żeby chroniły sztućce przed wypadaniem, ale żeby po zwinięciu nie były zbyt grube i nie zajmowały zbyt dużo miejsca. Dlatego wszyłam bardzo długie tasiemki, którymi można obwiązać całość, jak wielkanocną szyneczkę i już nic nie powinno się zgubić. ;)
I jak Wam się podobają takie pokrowce? Myślę sobie, że teraz, kiedy wycofywane są plastikowe sztućce jednorazowe można pomyśleć o takim etui - oczywiście mniejszym i zabierać ze sobą własny komplet, kiedy jedziemy zwiedzać świat. Co Wy na to?
Zostawiam Was z tą myślą i pomysłem ;) Do następnego wpisu, PA!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
witaj na moim blogu! dziękuję za odwiedziny :) będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :) pozdrawiam