4/27/2020

Dzień za dniem, czyli jak pracuję w domu

Przez dłuższą chwilę siedziałam i próbowałam zabrać się do tego wpisu. To przecież nic trudnego: zaplanowałam go już i rozpisałam kilka tygodni temu. Nie wiedziałam jednak, że z powodu pandemii będzie to temat bliski wielu osobom. Praca w domu. Nie będę jednak zmieniać mojego pierwotnego zamysłu. Nie będę pisać mądrych porad, co zrobić, żeby efektywnie pracować z domu. Napiszę o moich odczuciach. Co ludzie, których znam myślą o takich okolicznościach? Z jaką opinią na temat pracy w domu i samozatrudnienia spotykam się ja sama? Jak ja zorganizowałam swój tydzień pracy? Jak pogodziłam tworzenie własnej marki z byciem mamą i człowiekiem? ;) O tym wszystkim pokrótce postaram się Wam tu napisać.

Masz czas na wszystko, ale...

Najczęściej słyszę dwie opinie na temat pracy w domu. Pierwsza pod tytułem: "Ja to bym nie dała rady się zmobilizować". O tak. Wiele osób twierdzi, że praca w domu brzmi fajnie, ale wcale nie jest taka łatwa. Bo większość do pracy mobilizuje konieczność wyjścia z domu, oddech szefa na plecach i konkurencja w postaci współpracowników. Najczęściej słyszę od ludzi, że jakby pracowali z domu, to zanim by się pozbierali rano, zanim kawa, śniadanie, Internet..., to pewnie pracowaliby po nocach. I tę opinię nawet lubię. Ta opinia mi nieco schlebia. Bo często w tę opinię wplecione są takie miłe stwierdzenia, jak : "ja to cię podziwiam, że dajesz radę" lub "szacun, że ci się chce". Druga opinia wywołuje u mnie zupełnie odwrotne emocje i - niestety - czasem mam ochotę pacnąć rozmówcę, ale tylko lekko ;) Druga opinia jest pod tytułem: "Siedzisz w domu, to masz na wszystko czas". Grrrrrr...! Zdementujmy. Po pierwsze nie "siedzę w domu" tylko "pracuję w domu"! Po drugie: owszem - jestem w domu, kiedy Syn jest chory; mogę wziąć wolne, kiedy chcę i iść na przedstawienie do przedszkola lub wyprzedaż w Sortex ;) Ale z drugiej strony: jeśli gotuję obiad, to nie pracuję; jeśli idę do sklepu, to nie pracuję, a kiedy nie pracuję, jestem na urlopie czy zajmuję się Synem - nikt nie płaci za mój wolny czas. Nie oznacza to jednak, że pracuję 24 h, 365 dni...


Zerknijmy do mojego kalendarza

Był czas, że pracowałam chaotycznie, spontanicznie i często bez planu. A to coś uszyłam. A to złapałam jakieś zamówienie, a to dwa dni męczyłam się nad zdjęciami... Potem uznałam, że niby fajnie, super-ekstra, bo w końcu moje zajęcie daje mi możliwość bycia elastycznym, robienia tego, na co mam akurat ochotę, a nawet odpuszczania sobie czasem. Ale jednak trzeba zacząć działać według jakiegoś planu, bo odnosiłam wrażenie, że wcale nie posuwam się do przodu. I tak zapisywałam sobie, co chcę uszyć, zrobić, stworzyć i z dnia na dzień tworzyłam według listy. Zdawało mi się, że taki sposób działania jest niezły, ale... Po jakimś czasie pojawiła się nieoczekiwanie frustracja i zdenerwowanie. Okazało się, że szyłam i szyłam, ale potem brakowało czasu na zdjęcia, a co za tym idzie nie miałam co pokazać światu, co wstawić do sklepu... Wszystko kulało! I wreszcie usiadłam i zastanowiłam się nad swoim rytmem. Nad tym, kiedy mam najwięcej energii, co muszę pogodzić ze sobą i jakie mam obowiązki w ciągu dnia - nie tylko te wynikające z prowadzenia firmy. Wypisałam wszystko i ustaliłam sobie pewien harmonogram. I nie potrzebowałam do tego żadnych fancy plannerów, ani szkoleń z zarządzania czasem.

Po prostu w swoim rytmie

Praca w domu, a do tego samozatrudnienie daje nam sporo swobody. Wymaga jednak też dyscypliny i dobrej organizacji. Ja ustaliłam sobie swoją rutynę dnia i tygodnia, i staram się jej trzymać. Codziennie wstaję rano, ogarniam siebie i świat, i możliwie najszybciej biorę się do pracy. Po południu odbieram syna z przedszkola, jeśli to tylko możliwe zaliczamy spacer, lody, plac zabaw, robimy zakupy, a w domu gotuję, sprzątam itd. I tak codziennie. A patrząc na cały tydzień, to: w poniedziałek, kiedy po wolnym weekendzie mam najwięcej energii siadam do maszyny. We wtorek kończę szycie, dopracowuję detale. W środę kroję nową partię drobiazgów do uszycia. W czwartek jest dzień foto. Wtedy poświęcam czas tylko na zdjęcia. Ustawiam sobie swój plan zdjęciowym, cykam ile wlezie, a potem obrabiam zdjęcia i przygotowuję do publikacji. W piątek ogarniam dokumenty, a także siadam do komputera. Wstawiam produkty do mojego sklepu i do galerii dla rękodzielników, czasem przygotowuję na zapas posty na Facebooka, Instagram czy Pinterest. Czasem uda mi się sklecić wpis na bloga. I pewnie byłabym w stanie robić dużo więcej, gdyby nie...


Decyzje

Zakładając firmę podjęłam pewne decyzje. Myślę, że większość doradców biznesowych i osób, które mają już za sobą sukcesy w prowadzeniu własnej firmy skrytykuje moje podejście. Bo ja postanowiłam, że po to założyłam firmę, żeby pracować na swoich warunkach i w swoim tempie. Już kilka razy o tym wspominałam, że może to być powodem braku spektakularnych efektów po prawie dwóch latach istnienia firmy. Prawda jest jednak taka, że nie na wszystko mamy wpływ, ale będąc swoim szefem możemy decydować o tym jak i ile pracujemy. I dlatego ja pracuję do południa, a popołudnia i weekendy mam dla Rodziny. Gdybym miała swój kąt i nie musiała codziennie rozstawiać i chować maszyn pewnie pracowałabym nieco więcej. Pozwoliłabym sobie też czasem na pracę wieczorem, kiedy Synu już śpi. Ale póki co jest jak jest, a ja chcę mieć ten czas dla Syna, czas na odpoczynek. Chcę mieć przestrzeń na to, żeby czasem odpuścić. Chcę mieć spokojną głowę, kiedy coś wyskoczy i Mały Człowiek musi zostać w domu lub mam jakieś zamówienie specjalne albo chcę jechać na zakupy firmowe i nie tylko ;)

Nie jestem ideałem. Czasem wstaje rano i zwyczajnie mi się nie chce. Szukam wymówek i zmieniam swój plan dnia/tygodnia - odpuszczam. Zdarza się, ale niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto pracując na etacie jest zawsze pełen energii i daje z siebie sto procent przez cały czas ;) Ale wiecie co? Ja wiem, że się staram i że to, co wypracowałam do tej pory, to już naprawdę BARDZO DUŻO. I choć z powodu małego ruchu na moich mediach społecznościowych i niewielkiej sprzedaży chciałam to wszystko rzucić w cholerę i to nawet kilka razy, to jestem z siebie dumna! Włożyłam w T-Bags mnóstwo pracy i energii. I tylko ci, którzy są najbliżej mnie wiedzą, ile tak naprawdę przeszłam, żeby być w tym miejscu, w którym jestem. Nie stawiam się w roli eksperta. Wciąż bowiem jestem w trakcie budowania marki i na drodze do mojego sukcesu.

A Wy? Pracujecie w domu, czy do pracy macie dalej niż przez przedpokój? ;) Jak z waszą motywacją do pracy i efektywnością? Działacie według planów, programów, w plannerach? Dajcie znać, co myślicie o pracy w domu.

Pozdrawiam, PA! Magda







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

witaj na moim blogu! dziękuję za odwiedziny :) będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :) pozdrawiam

Copyright © Tyci Kraft , Blogger