3/19/2018

Czy ja naprawdę muszę być fit?


Jeśli, Czytelniku mój drogi, bywasz tu czasem to wiesz, że temat 'ja być fit' przewija się tu co jakiś czas. Może dlatego, że 'wciąż szukam sobie wymówek' i do tego 'głupio się tłumaczę' i nadal nie udało mi się zrzucić pewnego balastu, który tak oto zamieszkał w moim ciele po urodzeniu Małego Człowieka. Krytykę zachowaj dla siebie, Czytelniku Drogi. Jeśli jesteś tu pierwszy raz, możesz się cofnąć o wpisów kilka i masz! Gderam, narzekam, zapisuję te gramy ubytku z matematyczną dokładnością niczym Bridget Jones. Ale nadal borykam się z tym samym problemem... A raczej borykałam się! Nie, nie schudłam. Możecie usiąść, przestać wiwatować i bić brawo ;) Pogodziłam się jednak z kilkoma faktami i okazało się to dla mnie najlepszą dietą na świecie ;)

Przypomniałam sobie ostatnio czasy szkolne. Wtedy nie było pojęcia 'fit' i nikt nie świecił gołym tyłkiem, żeby udowodnić światu, że jest lepszy... Byli grubsi, ale u chłopaków kojarzyło się to raczej z siłą! U dziewczyn z dużym biustem ;) Fakt: nie pamiętam osób chorobliwie otyłych - takie były czasy ;) Wszyscy ćwiczyli na wu-efie, nikt nie miał komputera, a jedzenie było domowe. I nagle wybuchła epidemia na bycie fit. Każdy musi być fit, bo jak nie, to znaczy, że jest leniwy, ignorant, nie dba o swoje życie i zdrowie, a do tego wygląda obleśnie. Bycie fit stało się fanatyczną obsesją! Ja nie mam nic przeciwko zdrowemu odżywianiu. Nie mam nawet nic do promowania ruchu, ćwiczeń fizycznych i biegania. Ale serio?! Musimy obrażać ludzi z 'oponą' na brzuchu?

W każdym razie moda na bycie fit totalnie mnie zniechęciła do działania. Fit influencerki - boszszsz! jakie to durne słowa! - odniosły skutek odwrotny. Bo ja już tak mam, że kiedy ktoś mnie zmusza, to ja się wmurowuję w podłożę, jak osioł i tyle. A jak czegoś bardzo nie mogę, to ja tego pragnę, chcę, pożądam i choćby nie wiem co, ale sobie wezmę! ;) A przekładając to na dietę i ćwiczenia.... Czy na prawdę muszę to tłumaczyć? No dobra. Jak ktoś mi mówi, że muszę ruszyć mój uroczy, krągły zad z cellulitem z kanapy i to codziennie (najlepiej), bo od samego patrzenia na filmy Chodaka to ja nie schudnę, to ja wtedy mówię, że  muszę to oddychać. A całą resztę to ja ewentualnie mogę, pod warunkiem, że w moim kalendarzu znajdę na to czas pomiędzy pizzą a wagonem mamby ;) A jak mi ktoś mówi, że mi nie wolno, że białe pieczywo to normalnie killer, a tabliczka czekolady z orzechami o 22 to 3 cm w talii na plus. Kiedy ktoś mówi, że nie wolno, nie i jeszcze raz NIE, to ja mam ochotę pokazać mu tak:


I w związku z powyższym, że nic nie muszę, że mogę i może nawet chcę. Że nie mam zakazów, ale dobrze by było. W związku z tym wszystkim uznałam, że nie muszę być fit! A kiedy już to uznałam zaczęłam chudnąć. Powoli. Na razie niewiele. I niech tak zostanie: bez spinki i bez przymusu. Amen.

I mam nadzieję, że to był ostatni wpis w tym temacie, bo na serio nuda to i mizerota ;) A moim ideałem kobiecości i tak na zawsze pozostaje Kinga Preis - normalna, piękna kobieta :)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

witaj na moim blogu! dziękuję za odwiedziny :) będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :) pozdrawiam

Copyright © Tyci Kraft , Blogger