11/22/2017

zła matka wariatka o wychowaniu


Czy ja już mówiłam, że jestem złą matką? Chyba mówiłam. Ale powtórzę: jestem najgorszą na świecie, wyrodną matką trzylatka! 

Używam tych wstrętnych, zakazanych słów, jak: ‘NIE’ i w zestawie ‘NIE WOLNO’, ‘tak NIE ROBIMY’. I usprawiedliwiam się, że jest dobrze, bo na końcu zdania dodaję: ‘proszę’. I wydaje mi się, że jestem w porządku, że to wystarczy. Załatwione i cześć. I jeszcze co gorsza mówię to stanowczym tonem. Ba! Czasem nawet, jak już mi para z uszów idzie, to krzyknę! A wiem z pewnych źródeł, że do dziecka  tak się nie mówi! O nie! Nie mówi się 'NIE' i się nie krzyczy i w ogóle to najlepiej pozwolić dziecku, żeby samo się uczyło świata przy okazji wchodząc nam na głowę z nożem w ręce.

Męczę też to moje dziecię aktywnością fizyczną. O tak! Od urodzenia go uczę, że spacery, że ruch i takie tam inne męczące bzdety! Wcześniej niż inne znane mi dzieci wspinał się na drabinki, biegał (!), dostał hulajnogę, rowerek biegowy, nie wspominając o tym, że bardzo wcześnie przestałam go wozić w wózku. Spędza większość swego życia ‘na wybiegu’, chlapie się w kałużach, a czasem nawet jest ufiflany w kurzu po kędzior na głowie. O podła ja! 

I niech Najwyższy się nade mną zlituje: każę trzylatkowi sprzątać jego pokój, a czasem nawet jedzie chłopak na szmacie i ściera kurze. O! I jeszcze musi mi pomagać nakryć do stołu, a potem odnieść talerz do kuchni. 

Męczę to moje dziecię w każdej dziedzinie. Wałkuję, że – takie trochę w ostatnich czasach niemodne - ‘proszę…’, ‘dziękuję…’ i ‘przepraszam…’, a nawet, że ‘dzień dobry’ i ‘do widzenia’. Moralizuję, że się nikogo nie przezywa, że się nie wyśmiewa, bo ludzie różni są. 

I teraz najgorsze - osoby o wątłym zdrowiu proszę o zaprzestanie lektury: źle odżywiam dziecię moje! Zamiast produktów dla dzieci: wód smakowych i napoi z kolorową etykietą, zamiast pysznych ziemniaków smażonych pakowanych w płatkach w celofan, zamiast ciastek w kształcie misia i pysznych deserków i obiadków ze słoiczka ja poje me dziecię wodą, karmię owocami i...  Eksperymentuję na nim kulinarnie! A jakże! (Prawie) Codziennie stoję przy garach i gotuję obiady, które serwuję przed nos i ma być zjedzone, bo jeść trzeba wszystko, a przynajmniej trzeba spróbować. 

A! I jeszcze jedno – o zgrozo – wykorzystuje tanią siłę roboczą i zapraszam pod pretekstem pysznej zabawy dziecię moje do kuchni, aby mi w pieczeniu ciasta pomogło. O tak! A potem maczamy paluch w cieście i oblizujemy. A fe! I tylko mam nadzieję, że opieka społeczna nie czai się jeszcze pod moimi drzwiami, bo zobaczyliby matkę przy komputerze piszącą ten tekst, dziecię zamknięte w szafie zabawiające się pudełkiem po tic-tac-ach i flanelową pieluchą, a w garze już pyrkocze na obiad wątróbka z cebulą. 

Pozdrawiam. Matka-Wariatka. 
Wrzesień 2017




4 komentarze:

witaj na moim blogu! dziękuję za odwiedziny :) będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :) pozdrawiam

Copyright © Tyci Kraft , Blogger