Przy statusie: "bezrobotny" na urzędowych papierach w rubryce "inne" lub "dodatkowe informacje" powinien być z nadania komentarz "heheszki". Bo każdy urzędnik wyśmieje bezrobotnego i jego "chciałbym / chciałabym". Kiedy bowiem oficjalnie nadano ci status "bezrobotny", to nie masz żadnych praw. I nie mówię teraz o ludziach, których zawód to "bezrobotny", o ludziach w wieku "poborowym", którzy parają się staniem pod sklepem, siedzeniem na osiedlowej ławeczce i kombinowaniem, który zasiłek jeszcze można dostać. I nie chodzi o to, że ja oceniam. Bo nie oceniam. Mam to właściwie GDZIEŚ. Bo ja od państwowych pieniędzy bym wolała uczciwą pracę za uczciwe pieniądze. Ale, że jej obecnie nie mam - tej pracy oczywiście - to wbijam na status "bezrobotna". I jak ja nie oceniam, tak panie w urzędzie z góry wiedzą, że jestem leniwa, że jestem kolejną na liście, taka jak ci wszyscy, TFU! I od tego momentu, od tej minuty, w której ona zakłada mi kartotekę (papierową oczywiście, bo centralny system to ściema, a papier, to papier!)... A nie. Sorry! Od tej sekundy, kiedy ona łaskawie wciśnie guzik z moim numerkiem i pozwoli mi wejść do pokoju numer 23, ona przybiera ten ironiczny uśmieszek, który ukrywa pod fałszywą uprzejmością. Jeden twój błąd i wylatujesz! Nie masz dyplomu? Co z tego, że w centralnym systemie to jest potwierdzone, ona MUSI ZOBACZYĆ PAPIER! I ja rozumiem - przepisy. Może czas je zmienić? Ale ona już wie, że decyduje o twoim losie, że jest panią sytuacji i wyrocznią! I ona ma gdzieś, że przepisy są durne i że jednym klawiszem mogłaby ci załatwić tę rejestrację, powiedzieć ciepło: "doniesie pani". NIE! Ona wchodzi w nauczycielskie tony i gani cię jak gówniarza: nie wiesz, nie umiesz, nie przygotowałaś się! A potem, kiedy już w końcu się uda - dostajesz termin. Nie pasuje? Jak to nie pasuje?! Przecież jesteś bezrobotna, nic nie robisz leniu patentowany, a ja tu ciężko haruję (te ostanie słowa, to już w domyśle, ale każdy to czuje)!! Nie masz prawa wybierać! I ją szczerze wali, że nie masz z kim dziecka zostawić, że w tym czasie jedziesz na wakacje, które masz zaplanowane od pół roku. Bezrobotni nie jeżdżą na wakacje. Nie mają prawa do wakacji!! Mają siedzieć na dupie i czekać na termin. Tak więc musisz przyjść, bo od teraz oficjalnie jesteś BEZROBOTNA i nie masz żadnych praw, he he he! A na spotkaniu pani podaje ci listę. Listę, którą znasz na pamięć, bo przeglądasz te same ogłoszenia każdego ranka spijając kawę przed kompem. Praca taka a taka. "Tu jest coś dla pani. Układanie kostki brukowej. Nie mają żadnych wymagań. Nie chce pani? Jak to?! Pani jest bezrobotna i musi pani iść. Wypiszę skierowanko, bo mnie tu się musi wszystko zgadzać, świecić na zielono, jak choinka w Boże Narodzenie!". Tak. Nie masz prawa chcieć, ani nie chcieć. W tym pokoju nie ty decydujesz o swoich kwalifikacjach, o swojej karierze. Nie szuka się pracy dla ciebie: takiej, jak byś chciała, za uczciwe wynagrodzenie. Ty masz po prostu iść, a pani ma się świecić na zielono. A jak nie, to cię skreślą. I statystyki rosną! Spada bezrobocie! Co raz mniej bezrobotnych zapisanych w urzędzie! Heheszki!
6/29/2018
Status: bezrobotny
Przy statusie: "bezrobotny" na urzędowych papierach w rubryce "inne" lub "dodatkowe informacje" powinien być z nadania komentarz "heheszki". Bo każdy urzędnik wyśmieje bezrobotnego i jego "chciałbym / chciałabym". Kiedy bowiem oficjalnie nadano ci status "bezrobotny", to nie masz żadnych praw. I nie mówię teraz o ludziach, których zawód to "bezrobotny", o ludziach w wieku "poborowym", którzy parają się staniem pod sklepem, siedzeniem na osiedlowej ławeczce i kombinowaniem, który zasiłek jeszcze można dostać. I nie chodzi o to, że ja oceniam. Bo nie oceniam. Mam to właściwie GDZIEŚ. Bo ja od państwowych pieniędzy bym wolała uczciwą pracę za uczciwe pieniądze. Ale, że jej obecnie nie mam - tej pracy oczywiście - to wbijam na status "bezrobotna". I jak ja nie oceniam, tak panie w urzędzie z góry wiedzą, że jestem leniwa, że jestem kolejną na liście, taka jak ci wszyscy, TFU! I od tego momentu, od tej minuty, w której ona zakłada mi kartotekę (papierową oczywiście, bo centralny system to ściema, a papier, to papier!)... A nie. Sorry! Od tej sekundy, kiedy ona łaskawie wciśnie guzik z moim numerkiem i pozwoli mi wejść do pokoju numer 23, ona przybiera ten ironiczny uśmieszek, który ukrywa pod fałszywą uprzejmością. Jeden twój błąd i wylatujesz! Nie masz dyplomu? Co z tego, że w centralnym systemie to jest potwierdzone, ona MUSI ZOBACZYĆ PAPIER! I ja rozumiem - przepisy. Może czas je zmienić? Ale ona już wie, że decyduje o twoim losie, że jest panią sytuacji i wyrocznią! I ona ma gdzieś, że przepisy są durne i że jednym klawiszem mogłaby ci załatwić tę rejestrację, powiedzieć ciepło: "doniesie pani". NIE! Ona wchodzi w nauczycielskie tony i gani cię jak gówniarza: nie wiesz, nie umiesz, nie przygotowałaś się! A potem, kiedy już w końcu się uda - dostajesz termin. Nie pasuje? Jak to nie pasuje?! Przecież jesteś bezrobotna, nic nie robisz leniu patentowany, a ja tu ciężko haruję (te ostanie słowa, to już w domyśle, ale każdy to czuje)!! Nie masz prawa wybierać! I ją szczerze wali, że nie masz z kim dziecka zostawić, że w tym czasie jedziesz na wakacje, które masz zaplanowane od pół roku. Bezrobotni nie jeżdżą na wakacje. Nie mają prawa do wakacji!! Mają siedzieć na dupie i czekać na termin. Tak więc musisz przyjść, bo od teraz oficjalnie jesteś BEZROBOTNA i nie masz żadnych praw, he he he! A na spotkaniu pani podaje ci listę. Listę, którą znasz na pamięć, bo przeglądasz te same ogłoszenia każdego ranka spijając kawę przed kompem. Praca taka a taka. "Tu jest coś dla pani. Układanie kostki brukowej. Nie mają żadnych wymagań. Nie chce pani? Jak to?! Pani jest bezrobotna i musi pani iść. Wypiszę skierowanko, bo mnie tu się musi wszystko zgadzać, świecić na zielono, jak choinka w Boże Narodzenie!". Tak. Nie masz prawa chcieć, ani nie chcieć. W tym pokoju nie ty decydujesz o swoich kwalifikacjach, o swojej karierze. Nie szuka się pracy dla ciebie: takiej, jak byś chciała, za uczciwe wynagrodzenie. Ty masz po prostu iść, a pani ma się świecić na zielono. A jak nie, to cię skreślą. I statystyki rosną! Spada bezrobocie! Co raz mniej bezrobotnych zapisanych w urzędzie! Heheszki!
AUTOR:
Z szafy od Żyrafy
Och, rozumiem Cię. Miałam tę nieprzyjemność dwa razy rejestrować się w Urzędzie Bezrobocia i za każdym razem to samo... Pracę znalazłam sama, ale pewna jestem, że Pani Wyrocznia wpisała mnie na swoją listę bezrobotnych, którym pomogła... Ech.
OdpowiedzUsuńNo niestety tak to jest... Urzędy w Polsce żądzą się swoimi prawami ;) Pozdrawiam
UsuńO rany, makabra jakaś, współczuję. Trzymam kciuki żebyś ten stan przetrwała:)
OdpowiedzUsuńTwardym trzeba być! ;) A tak naprawdę to czasem płakać mi się chce z bezsilności, ale taką Polskę mamy właśnie ;) Na szczęście coraz częściej trafiam jednak na miłe urzędniczki :)
UsuńI ja ściskam kciuki. Chyba tylko jeden raz byłam zarejestrowana jako bezrobotna, ale nigdy nie spotkałam się z takim traktowaniem. Potem sobie to jakoś poukładałam, by tam nie bywać. Życzę Ci by status BEZROBOTNA trwał krótko. Powodzenia:)
OdpowiedzUsuńPracuje nad tym, żeby ten etap zamknąć jak najszybciej. Dziękuję za wsparcie :) Pozdrawiam :)
Usuń