12/17/2012

Trzy seanse na trzy weekendowe wieczory


No i tak. Czas leci szybko. Jeszcze przed chwilą był listopad, a tu już połowa grudnia. I znowu brakło czasu na wszystko, i pomysłów nie ubyło... Dziś w ramach poradnika 'Trzy na trzy, czyli: trzy seanse na trzy weekendowe wieczory'.

Na piątek po pracy, na pobudzenie zmysłów wszelakich polecam Bonda. Najlepiej te najnowsze wersje z Danielem Craigiem. I nie chcę tu słuchać stękania, że klasyki z Connery'm czy Brosmanem były lepsze. Nie chodzi tu też o odtwórcę głównej roli i jego walory zewnętrzne, bo Connery też był i moim zdaniem nadal jest niezłym ciachem. Chodzi o energię tych trzech ostatnich części. Mogą się niektórym kinomaniakom wydawać nieco przydługawe, ale są efekciarskie i po ośmiu godzinach w biurze naprawdę dają czadu! Fabuła oczywiście nie jest zbyt skomplikowana, ale przecież to nie dramat psychologiczny tylko film o angielskim tajnym agencie, którego jedno spojrzenie rozkłada kobiece serce na atomy.

Na sobotę... Co by tu na sobotę. Może 'Kobiety z 6. piętra'? Zastanawiałam się, czy ten film był przed, czy po 'Służących' Tate Taylor. Okazało się, że premiera 'Kobiet...' była wcześniej. Zbieg okoliczności? A może ktoś tu z kogoś pomysł zgapił? Nie wiem. Wiem jednak, że oba filmy są genialne. Poruszają podobne, a właściwie nawet te same tematy: mniejszości narodowych w roli pomocy domowej w latach 60-tych. No i mamy Amerykę mlekiem i miodem płynącą wraz z czarnymi nianiami i gosposiami, które białe dzieci wychowują i do snu układają  ale do pańskiego kibla wstęp mają wzbroniony. I mamy hałaśliwe i radosne Hiszpanki zamieszkujące szóste piętro pewnej francuskiej kamienicy. Oba filmy poruszają temat nietolerancji rasowej i przegrupowań klasowych, ale każdy na swój sposób. Amerykanie zrobili to nieco dramatycznie z nutka szaleństwa, a Francuzi zrobili to po swojemu - na wesoło ze szczyptą życiowej prawdy. I tak powstały te dwa poruszające śmiechem i grające na różnych emocjach filmy, które warto wpisać na listę 'do obejrzenia'.

A na niedzielę polski kandydat do Oscar'a: 'W ciemności' Agnieszki Holland. No i boję się wyrazić opinię, żebym nie została zlinczowana za krytyczny stosunek do rodzimego kina. Po seansie mogę stwierdzić, że jest to film, który obejrzeć wypada, żeby sobie wyrobić własne zdanie, ale na statuetkę to on raczej nie zasłużył. Jest mocny, jest dobry i jest za długi. Raczej mam wrażenie, że obejrzałam bardzo długi pilot kolejnego serialu o prześladowaniu Żydów, o brutalności wojsk niemieckich i o postawach moralnych rdzennych Polaków. Niektóre wątki są raczej tylko zaczepione i ma się wrażenie, że za dwa epizody się wszystko wyjaśni, a mimo tych skrótów i niedopowiedzeń w połowie filmu zaczęłam się wiercić. Więckiewicz jest świetny i chyba się powtórzę pisząc, że nabieram do tego aktora co raz większego szacunku. Do Benno Fürmann'a mam sentyment, który mi został po filmie 'Księżniczka i wojownik' no i też po roli w 'Zjadacz grzechów' (oba również polecam - dwa zupełnie inne filmy i każdy dobry na swój sposób), a Grochowska… Niektórzy uważają ją za dobrą, inni za 'bladą', a dla mnie ona jest doskonałym ucieleśnieniem ról, które gra. Tak więc 'W ciemności', jak lektura obowiązkowa w szkole - zaliczone!


PS: Jak zwykle moja subiektywna opinia ma niewiele wspólnego z ogólnie panującą opinią społeczną za co oczywiście nie przepraszam.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

witaj na moim blogu! dziękuję za odwiedziny :) będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :) pozdrawiam

Copyright © Tyci Kraft , Blogger