
No zakotłowało się we mnie nieco, kiedy kilka dni temu przeczytałam strasznie miażdżącą krytykę najnowszej powieści Zafóna "Więzień nieba". Jestem, a przynajmniej staram się być obiektywna. Zwłaszcza w dziedzinie książek, bo sama jestem wybredna. Jak mnie książka nie wciągnie po pierwszych pięciu stronach, to już koniec! Ale nie cierpię, gdy ktoś krytykuje za nic! Za to, że książka niby słabsza niż poprzednie. Nie słabsza tylko INNA!! Nie powiem, bo sama byłam trochę rozczarowana "Więźniem nieba". Ale nie dlatego, że był słabszy niż "Gra anioła" czy "Cień wiatru". Raczej dlatego, że najnowsza powieść jest za krótka! Jest jednowątkowa! I skończyła się za szybko… Poziom tajemnicy, rozwój akcji i sam język, którym posługuje się Zafón sprawił, że nie mogłam się oderwać od książki. To jego styl sprawia, że książka jest niesamowita od pierwszego akapitu do ostatniej kropki! I chce się więcej!! Tym razem Zafón postąpił z jednej strony trochę jak sadysta, a z drugiej strony jak zegarmistrz. Sadysta, bo wyplótl jedną nić z historii swoich bohaterów, rozwinął ją i utkał z niej coś nowego i to z zegarmistrzowską precyzją. Skupił się na jednym bohaterze i jemu poświęcił swoją kolejną książkę. Doskonale… I tylko tym rożni się ta książka od pozostałych. "Więzień nieba" leży już od dawna na mojej półce. Kupiłam tę książkę kilka dni po jej wejściu do księgarń i przeczytałam natychmiast, niemal jednym tchem! I dla mnie jest genialna!! I czekam na następną, bo cztery pierwsze napisane jako powieści młodzieżowe w latach '90 (wydane u nas całkiem niedawano) też już dawno przeczytałam! A po Zafónie trudno mi znaleźć coś, co mnie wciągnie... Na przykład proza Pilcha, za którą się wzięłam niedawno i która jest zupełnie odmiennym gatunkiem niż powieści Zafóna jest dla mnie totalnie nudna! Zdania w których ironiczne zwroty na granicy mowy potocznej a wulgarnej przeplatają się z absurdalnymi wywodami wyrwanymi z kontekstu i okraszone ambitnymi słowami wprost ze słownika składają się dla mnie w papkowaty bełkot, że niby na luzie, takie swobodne przemyślenia, bo tak piszą współcześni - o wszystkim i o niczym. I przepraszam wszystkich fanów Pilcha, ale po dwudziestu stronach Pilchowi mówię NIE! I tak dałam mu szansę - zwykle odkładam marną dla mnie lekturę już po pięciu stronach, o czym już wspominałam. A skoro Pilch już na półce (może spróbuje za kilka lat, "jak dorosnę") to szukam kolejnych stronic, które wciągną mnie w niezwykle historie i przeniosą mnie w inny świat - trochę bliski i rzeczywisty, z kamienia i powietrza, a trochę nierealny, przykurzony, schowany gdzieś w piwnicach, kamienicach miasta zwykłego, jak każde inne...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
witaj na moim blogu! dziękuję za odwiedziny :) będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :) pozdrawiam