10/14/2012

Królewna Śnieżka i inne...


Z wielkimi produkcjami filmowymi jest ten problem, że bardzo często są one wielkie tylko w mniemaniu twórców. Czyli krótko mówiąc nie są wielkie - są przeciętne lub wręcz słabe. Ostatnio zasiedliśmy z Przybocznym przed naszym domowym ekranem i w skupieniu rozpoczęliśmy seans hitu kinowego sprzed kilku miesięcy. "Królewna Śnieżka i Łowca" zaczyna się dokładnie tak, jak znana wszystkim z dzieciństwa bajka. Potem twórcy nieco puścili wodze fantazji i odmienili losy pięknej, delikatnej Śnieżki przemieniając ją w wojowniczą księżniczkę pędzącą na rumaku wraz z wierną armią rycerzy przeciwko złej królowej. I powiem bardzo szczerze, że film nie jest najgorszy, ale też szału nie ma. Tytułowa bohaterka na szczęście mówi niewiele. Bowiem Kristen Stewart moim skromnym zdaniem na aktorkę to się nie nadaje. Może w serii "Saga" się sprawdza, podkreślam: może, bo widziałam tylko pierwszą część, a reszty już bym chyba nie dała rady, ale w tej produkcji jest słaba. Dla mnie jest sztuczna, sztywna, brakuje w niej pasji, no krótko mówiąc: lepiej żeby się nie odzywała! Fajnie jest budowana akcja, super są krasnoludki i inne stwory. Ładnie jest zrobiona kraina wróżek i w ogóle niektóre efekty są naprawdę wow! Ale nie wiem, czy przypadkiem nie powinna w tytule pojawić się raczej Ravenna, zagrana zresztą rewelacyjnie przez Charlize Theron niż Królewna Śnieżka. Dlatego film polecam, ale nie zwracajcie szczególnej uwagi na Królewnę.


A skoro już jesteśmy przy bajkach o Królewnach i wielkich produkcjach, to może na drugie danie bardziej realna bajka o Królewnach najstarszego zawodu świata. "Sponsoring" Małgorzaty Szumowskiej, tegoroczna produkcja, wzbudził wiele emocji. Ale zastanawiam się, czy nie bardziej z powodu roli Juliette Binoche, niż z powodu samego tematu. Niestety piękna Juliette szwędająca się przez większość filmu w szlafroku traci na swoim tajemniczym uroku, ale nie zmienia to faktu, że jest doskonałą aktorką, która w swoich rolach wydaje się zawsze na miejscu - w stu procentach naturalna i odpowiednia. Temat w sumie niezbyt odkrywczy. Może pokazany z innego punktu widzenia, bo młode kobiety są raczej zadowolone ze swojego życia i ze wszystkich konsekwencji, jakie pociągają za sobą ich wybory, ale czegoś mi tu brakuje... Kiedy pojawiły się napisy końcowe stwierdziłam, że film jest właściwie o niczym!! Bo nawet dylematy moralne Anne - matki, żony i dziennikarki, która zapewne już niejedno w życiu słyszała są blade. W ogóle film jest jakby wyprany z emocji!! Momentami przypominał mi wręcz zawoalowany za tymi rozterkami film erotyczny, bo "sceny łóżkowe" są dość dosadne i realistyczne. A może o to w tym chodziło?! No nie wiem. Co, kto lubi. Dla mnie w szkolnej skali od 1 do 6 to 3 i to właściwie tylko za role aktorek, które zaliczam do grona tych moich ulubionych, czyli Juliette i Krystyny Jandy, bo chyba jednak najwięcej emocji dostarczyła Janda w kilkuminutowej scenie, kiedy myszkująca w szafie córki matka nieświadomie uświadamia sobie prawdę (trochę masło maślane, ale tak to wygląda) i wybucha z prawdziwą matczyną troską. I to wszystko na ten temat. Polecam ciekawskim, polecam koneserom jako film do kolekcji „tych obejrzanych”, polecam tym, którzy lubią wyrobić sobie własną opinię.


No i na koniec, jakby na deser, film, z którym zwlekałam dość długo. Zalicza się on bowiem do gatunku klasycznych dramatów romantycznych, które lubię, ale miałam przeczucie, że mnie jednak rozczaruje. I nie pomyliłam się. Ale o tym za chwilę. "Jane Eyre" to historia zbudowana na podstawie wiktoriańskiej powieści. I to powinno mówić już wszystko! Zakazana miłość, ale tak szczera i prawdziwa, że aż się ją czuje pod skórą. Ktoś może mnie posądzić o stronniczość, że skoro lubię wiktoriańskie klimaty, to będzie mi się podobał każdy film w tym stylu. No i tu by się pomylił. Owszem - lubię te wszystkie rozważne, romantyczne i zakochane w niewłaściwych kawalerach. Ale mimo, że Jane Eyre podobała mi się bardzo, to własnie w tym miejscu nadchodzi czas na rozczarowanie i szczyptę krytyki. Za mało było dla mnie tam wszystkiego. Pewnie gdyby reżyser chciał pokazać wszystko, to musiałby nakręcić serial, ale brakowało mi trochę więcej dzieciństwa. W szkole był za duży przeskok w czasie. Nie jestem widzem głodnym upokorzeń, czekającym na kolejne "razy" zadawane rózgą, ale myślę, że to miało duży wpływ na ukształtowanie późniejszej Jane... A tego było za mało!!


Podsumowując - jak na mój gust Jane zajęła pierwsze miejsce jako Królewna romantycznej miłości, na drugim miejscu Królewna Śnieżka za efekty specjalne i akcje w bajkowym świecie, a "Sposnsoring"... No cóż. Gdybym wiedziała wcześniej, że trailer pokazuje wszystko, co ciekawe, to bym sobie darowała, ale ciekawość zwyciężyła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

witaj na moim blogu! dziękuję za odwiedziny :) będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :) pozdrawiam

Copyright © Tyci Kraft , Blogger