Chwilę mnie nie było, bo odpoczywałam. Powiem Wam, że takiego resetu już dawno sobie nie zafundowałam! Nawet na fejsiku nie publikowałam za bardzo ;) Odpoczynek od netu, od maszyny, od...
A teraz wracam z nowymi siłami i pomysłami! Mam już przygotowane nowe drobiazgi, ale zacznę od żyrafowego testu, bo już dawno nic nie testowałam ;)
Dziś zapachy lata i to nie tylko te w płynie. Zacznę od tych w kremie. Będąc na wywczasie musiałam bowiem kupić krem do twarzy - pojechałam sobie na rezerwie ;) Pierwsza lepsza sieciowa drogeria i zonk! Nie ma mojego kremu Ziaja. No trudno. Zatem szukam czegoś innego.... I wpadł mi w ręce krem odżywczy z witaminą C firmy Bielenda.
Krem do twarzy, ciała i dłoni. Niektórzy mówią, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego, ale stwierdziłam, że spróbuję. Zwłaszcza, że zachęcił mnie opis na pudełku: "idealny sposób na pielęgnację skóry szarej, zmęczonej i wymagającej odnowy". Pomyślałam, że po zimie przyda mi się taka regeneracja. Zachęcające były też duże opakowanie plus niska cena (ok 16 zł). A jakie wrażenia? Krem ma fajną konsystencję: delikatną, lekką, szybko się wchłania. Na noc smaruję odrobinę 'grubiej', żeby ten mój pyszczek dostał swoją dawkę nawilżenia. Bardzo ładnie pachnie. Trochę, jak cukierki: taki aromat cytrusów z czymś słodkim, ale świeży i lekki. Skóra po nim jest gładka i mam wrażenie, że ma nieco ładniejszy odcień, ale to może też zasługa słoneczka. Jedyny minus: nie jest to krem matujący, więc pod koniec dnia skóra nieco się błyszczy. Stosuję go tylko do twarzy, więc nie powiem, jak działa na dłonie i resztę ciała, ale jestem zadowolona z zakupu i mogę polecić tym, którzy nie czuja potrzeby wsmarowywać hialuronów i innych 30+.
A teraz czas na coś w płynie. Bez skojarzeń proszę! O pachnidłach będzie! ;) Bo po ciąży coś mi się poprzestawiało w nosie. Moje powonienie jest w stanie dźwignąć tylko kilka zapachów w dziedzinie kosmetyków. O dziwo są to skrajne: słodkie wanilie oraz kokosy i świeże zielone herbatki z werbeną lub trawą cytrynową. Dlatego moim ulubionym pachnidłem stała się Elizabeth Garden Green Tea - obecnie nie mam na stanie, ale...! Jest coś, co odkryłam przypadkiem i kocham miłością wielką: Yves Rocher kokosowa woda toaletowa. Coś cudownego! Słodki, ale lekki zapach. Długo się utrzymuje: chociaż ja już go nie czuję, wiem, że zapach na mnie jest nadal i to mi pasuje. Idąc tropem kokosa postanowiłam korzystając z promocji zakupić sobie mgiełkę AVON naturals escape: kokos i karambola.
Zapach cudny: świeży, lekki, delikatnie słodki... Mhhhh... Niestety mgiełki są mniej trwałe, ale na lato bardzo lubię taką formę: wrzucam do torby i mogę użyć w każdej chwili, kiedy czuję taką potrzebę.
I tak wyglądają moje zapachy lata: słodkie, ale świeże, tropikalne, egzotyczne, smakowite ;) A jakie są Wasze ulubione aromaty? ;)
PS: właśnie dostrzegłam, że zdjęcie z pachnidłami jest krzywe :D
Zapachy lata prezentują się interesująco:) Szczególnie zaintrygował mnie kremik, bo moje zapachy to morskie i cytrusowe:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńdobrze, kiedy uda się znaleźć zapach, który 'nie męczy' :) pozdrawiam
UsuńOj te zapachy są pewnie oszałamiające :)
OdpowiedzUsuńoszałamiające, ale nie mdlące - przynajmniej dla mnie ;) KOKOSA kocham! ;)
Usuń