
W ostatnim czasie mój nastrój huśtał się od energicznej euforii tworzenia po totalny tumiwisizm. W tych stanach odmiennych od euforii zalegałam na kanapie przed szklanym ekranem. Jakoś książka mi się do rąk nie chciała przykleić. Mimo tego udało mi się przeczytać jedną książkę, być w trakcie drugiej i dokonać odkrycia, że prenumeraty, to ja nigdy nie zamówię.
Zacznijmy może od książki przeczytanej. Podróżuje ona z moją rodziną od lat, bo jest to książka, którą kupił mój Tato lub nawet moja Babcia dla mojego Taty. Tak więc przedstawiam Wam Wasilija Biełowa i jego 'Wychowanie metodą doktora Spocka'. Okładkę znam na pamięć jeszcze z lat dziecinnych, a tytuł był dla mnie zawsze jakiś taki bardzo pedagogiczny. Nigdy nie myślałam o tym żeby sięgać po tę książkę. Chyba własnie ze względu na tytuł... Chociaż miałam przebłysk na studiach (jestem pedagogiem), ale w tamtym czasie czytałam głównie to, co obowiązkowe i imprezowałam. Teraz Biełow przykleił mi się do rąk i mnie wciągnął. Taka prostota bije z tej książki... Powolny świat wsi gdzieś w środku Rosji, którego rytm wyznaczają pory roku. Problemy małżeńskie i rodzinne: tragiczne i przedstawione w tak czytelny i bezpośredni sposób, że czuć te wszystkie emocje i aż mamy ochotę pogłaskać bohatera po głowie. Oczywiście wszystko dzieje się 'sto lat temu', ale relacje między ludzkie toczą się na tych samych zasadach teraz, co kiedyś.
Na drugie danie UWAGA! TYLKO DLA ZAINTERESOWANYCH: książka 'w trakcie'. Ponieważ jestem w stanie wskazującym na urodzenie wkrótce dziecka sięgnęłam po poradnik dla przyszłych mam. Teraz właściwie nie trzeba kupować takich czytadeł, bo wszystko można znaleźć w Internecie - jeśli nie w poradnikach profesjonalnych doradców, to na forach dla mam i innych kobiet. Koleżanka jednak uznała, że żebym nie zwariowała od tych pieluszkowych porad pożyczy mi książkę, którą sama dostała od koleżanek. I tak Kaz Cooke i 'Ciężarówką przez 9 miesięcy' zaległo na mojej półce w sypialni. Staram się czytać stopniowo zgodnie z moim obecnym stanem, dlatego nadal jestem 'w trakcie'. Jakie zalety? Swobodny język bez tego błogosławionego bełkotu o tym co powinnam, co muszę bezwzględnie i w ogóle, że oni już wszystko o mojej ciąży wiedzą! Chwileczkę - teraz czas policzyć do dziesięciu. W książce Cooke są świetne wstawki pod tytułem 'Dziennik pokładowy...', w którym autorka opisuje swoje przemyślenia, przeżycia i emocje. Możecie wierzyć lub nie, ale humorystyczne podejście do tematu pomaga. Mój ulubiony cytat w temacie płci dziecka: "Inni pytają: 'A co wy byście chcieli?' 'Najchętniej żyrafę. Potrafią chodzić i same jeść już w godzinę po urodzeniu.'" Poza tym są oczywiście profesjonalne porady dostosowane do warunków polskich. Na szczęście tłumaczka i wydawcy dołożyli starań, żebyśmy nie musiały się zastanawiać, co autorka (Australijka) miała na myśli? Polecam przyszłym mamom dla odprężenia po serii trudnych do przełknięcia porad z Internetu i czasopism branżowych dla idealnych mamusiek.
I na koniec o prenumeracie, której nigdy nie kupię. I nie chodzi tu o konkretny tytuł, chociaż odkrycie dokonało się na Wysokich Obcasach Extra. Dawniej lubiłam dodatki do Wyborczej, więc postanowiłam wrócić, spróbować. No i niestety się rozczarowałam. Jakoś nie mam zacięcia do czytania artykułów, a jeszcze w tym wydaniu jeden z pierwszych tekstów wyprowadził mnie z równowagi do tego stopnia, że spodziewając się 'kontynuacji' w reszcie tekstów (co zresztą potwierdza na wstępie Redaktor Naczelna) odłożyłam gazetę na tydzień. Może w przyszłości czasem kupię wyborczą z Dużym Formatem lub z Wysokimi Obcasami, ale już wiem, że regularnym czytelnikiem czasopism to ja nie jestem i nie będę. Jest tyle tego w Internecie, że czasem mam już zwyczajnie przesyt życiowych mądrości…
No i żeby samemu nie mędrkować dłużej kończę ten wywód tylko krótkim apelem: czytajcie ludziska! Mimo wszystko... Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
witaj na moim blogu! dziękuję za odwiedziny :) będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :) pozdrawiam